piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 1

Iza 
Obudził mnie budzik. Leniwie otworzyłam oczy i wyłączyła,m przeklęte urządzenie. Była 10:00. Przymknęłam jeszcze na chwilę oczy. Jednak mój spokój został zakłócony dzwonkiem telefonu. Bez patrzenia kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo - mruknęłam zachrypniętym  głosem.
- Słyszę, że ktoś tu nieźle wczoraj zabalował - parsknął śmiechem Piotrek, kolega z pracy
- Czego chcesz zmoro piekielna? - zapytałam z wyrzutem.
- Chciałem ci tylko przypomnieć, że za jakieś 40 minut będę pod twoim blokiem.
- Po co ? - jęknęłam.
- Przecież jedziemy dzisiaj do Poznania - odpowiedział beztrosko. W jednej sekundzie zakończyłam połączenie  i zerwałam się z łóżka. Z przekleństwami na ustach udałam się do łazienki. Emilii jeszcze nie było. Faktycznie wczoraj nieźle się bawiła. Postanowiłam jako dobra współlokatorka ją obudzić. Skierowałam się więc do pokoju blondynki. Bez pukania wtargnęłam do pomieszczenia
- Em, wstawaj! - krzyknęłam nad jej głową. Kozłowska powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie jakbym była z innej planety.
- Co ty tu robisz? - jęknęła zaspana zakopując się pod kołdrą.
- Tak na co dzień to mieszkam, ale dzisiaj chciałam ci przypomnieć, że ...
- ... Ja mam dzisiaj jechać do Warszawy! - krzyknęła przerażona.
- Mój pies nazywał się bingo - zacytowałam Ace Venture śmiejąc się i ponownie ruszyłam do łazienki. W jakieś 10 minut doprowadziłam się do porządku.
Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do kuchni. Tam zastałam krzątającą się Emilię. Usiadłam przy stole i oparłam głowę o dłonie.
- Śniadanko? - zaproponowała blondynka.
- Nie, nie jestem głodna - odpowiedziałam krzywiąc się na samo wspomnienie wypitych wczoraj promili - A co ty taka spokojna?
-Bo wyjeżdżam dopiero o 12 - wystawiła mi język, a ja myślałam, że zabije ją wzrokiem.
Po 10 minutach przyjechał Piotrek. Wsiadłam do samochodu i od razu zaczęłam przeglądać notatki odnośnie wywiadów.
-Chyba ktoś tu się nie przygotował - zaśmiał się.
-Nic nie mów - mruknęłam przeglądając kolejne kartki.
-Jakbyś miała dużego kaca to specjalnie kupiłem ci wodę - kiwnął głową na tylne siedzenia. Odwróciłam głowę i ujrzałam 6 butelek wody.
-Chyba nie będzie aż tak źle - zaśmiałam się.
-Po tobie można się wszystkiego spodziewać. Ale wiesz co?
-Słucham cię.
-Cieszę się, że to ty pojechałaś za Julkę.
-Czemu? - zapytałam zdezorientowana.
-Bo chyba nigdy nie zobaczę tak skacowanej dziennikarki - uśmiechnął się szeroko.
-Będziesz coś chciał - odpowiedziałam mu - Nie jedziesz ze mną na następny mecz Skry
-Dlaczego? - zapytał z oburzeniem.
-Bo nie mam ochoty oglądać pobitego fotografa.
-Ha ha bardzo śmieszne - wywrócił oczami - Nie fotografa tylko kamerzystę.
-Za dwa trzysta? - zapytałam.
-Weź lepiej się przygotuj bo jeszcze mi wstydu narobisz - burknął, a ja wróciłam do kartkowania notatek.

Emilia
Zostałam obudzona przez swoją kochaną współlokatorkę, która i tak zaspała. Ja aż takiego problemu nie miałam. Spokojnie po przygotowaniu śniadania mogłam iść do łazienki aby się jakoś ogarnąć. Gdy wyszłam Izy już nie było. Usiadłam w kuchni przy stole i popijając wodę z cytryną i słuchając radia przeglądałam jeszcze tak od niechcenia notatki odnośnie wywiadów. Nie wiedziałam, które studiować sobie dokładniej, a które trochę odpuścić. Coś tak mi się wydaje, że Jureckich raczej nie zobaczymy w Warszawie. A właśnie, miałam zadzwonić i pogratulować! Em, ty sklerotyku! Chwyciłam telefon i wybrała numer młodszego z braci. Odebrał po trzech sygnałach.
-Słucham ja ciebie - zaczął wesoło.
-No cześć - uśmiechnęłam się głupio do siebie - Tak tylko dzwonię pogratulować.
-a dziękuję. Czuję się zaszczycony - powiedział dumnie.
-Masz Bartkowi przekazać!
-No przekażę, przekażę - mruknął niezadowolony. Sam chciał pochwały dostać. Samolub jeden.
-No i dostania się do drużyny turnieju też. Kuźwa miałam o tym artykuł napisać! - wykrzyknęłam, a lewy rozgrywający tylko się zaśmiał - Kończę cześć - zakończyłam połączenie i szybko włączyłam swojego laptopa. Na poczcie miałam zapisane wszystkie materiały. W pół godziny artykuł był gotowy. I to całkiem nie najgorszy powiem nie chwaląc się. Po 10 minutach wyszłam z mieszkania, ponieważ pod blokiem w samochodzie czekał Tomek wraz z Łucją. Przywitałam się ze znajomymi z pracy i mogliśmy jechać w kierunku Warszawy.




Na początek krótki bo ja (cytrynooowaa) jakoś nie za bardzo się wysiliłam. Mam nadzieję, że wybaczycie. Początki zawsze są trudne, ale damy radę. Mam nadzieję.
Pozdrawiam ;*

wtorek, 10 lutego 2015

Prolog

Emilia
I nie ma bramki
dla Hiszpanów! 
Wygrywamy ten mecz 29:28 i mamy brązowy medal z tych Mistrzostw Świata! Wraz z Izką oglądałyśmy ten mecz w naszym mieszkaniu w Łodzi, a gdy usłyszałyśmy dźwięk końcowej syreny od razu nastąpił wybuch radości i szał ciał w naszym salonie, jeśli mogę to tak nazwać. Nasi szczypiorniści cieszyli się, skakali, śmiali, przytulali choć pewnie jeszcze nie do końca to do nich docierało. Patrzyłam na przytulających się braci Jureckich; moich przyjaciół, na leżącego na parkiecie Kamila Syprzaka i wszystkich po kolei cieszących się z tego co osiągnęli. Jednak nie zemdleli zaraz po syrenie końcowej, jak to prorokował Maciej Iwański, ale zmęczenie widać. W sumie czemu się tu dziwić? 70 minut twardej ciężkiej walki na boisku.
- Musisz zadzwonić do Jureckich - stwierdziła Izka z uśmiechem.
- Teraz i tak nie odbiorą ale zadzwonię. Ty się o mnie nie bój - wytknęłam jej język.
- Nie martwię się o ciebie tylko o siebie. - powiedziała, a ja spojrzałam na nią zaciekawiona. - Jeżeli ty zadzwonisz to ja w międzyczasie dorzucę gdzieś swoje trzy grosze i nie będę musiała sama dzwonić - przedstawiła mi swój plan.
- Cwaniara - zaśmiałam się. Mogłybyśmy się pewnie jeszcze długo droczyć ale zadzwonił mój telefon.
- Tak słucham - odebrałam połączenie od szefa.
- Witam pani Emilko
- Dzień dobry.
- Chciałem przekazać, że jutro pojedzie pani do Warszawy gdzie będzie powitanie w kraju szczypiornistów przez kibiców. Liczę na dużo dobrych materiałów. Dobrze by było przeprowadzić też kilka wywiadów z kibicami zebranymi na lotnisku.
- Rozumiem. Z kim mam jechać?
- Weźmie pani jeszcze Tomka z kamerą i jako fotografa Łucję.
- Dobra.
- Aha i jeszcze jedno. - przypomniał sobie coś gdy już miałam odsuwać telefon od ucha. - Proszę przekazać pani Izie, że pojedzie w zastępstwie do Poznania za Julkę. Z tego co udało nam się ustalić kilku szczypiornistów tam wyląduje. Fajnie by było i z nimi mieć jakiś wywiad. Co do godziny wyjazdu to proszę sobie ustalić z Tomkiem.
- Jasne.Ustalę i przekażę
. Do widzenia - zakończyłam połączenie - Izka! - wydarłam się.
- Co się tak drzesz? Siedzę obok ciebie - mruknęła.
- A sorry, myślałam, że wyszłaś - wyszczerzyłam się na co ona wywróciła oczami.
- Co tam chciałaś mi przekazać?
- No że .... - urwałam - Kurde, zapomniałam - ukryłam twarz w dłoniach.
- Całe życie z debilami. Całe życie - westchnęła Mazur.
Oddech. Spokojnie. Skupienie i już wiesz. No widzisz, nie było tak trudno.
- Wiem już wiem!
- Brawo - zaczęła sarkastycznie klaskać w dłonie.
- Masz jutro jechać do Poznania w zastępstwie za Julkę ogarnąć jakieś wywiady z tymi szczypiornistami, którzy wylądują na tamtym lotnisku. Nie wiem dlaczego akurat ty, no ale to już nie ode mnie zależy - oznajmiłam jej.

- A gdyby zależało? - uniosła jedna brew.
- To na pewno bym cię tam nie wysłała - wyszczerzyłam się.
- Czemu? - oburzyła się
- Nie nadajesz się - prychnęłam rozbawiona - W końcu zajmujesz się siatkówką, tak? A poza tym wiem co chcesz teraz zrobić - skrzyżowałam ręce na piersi uśmiechając się szeroko. Mimo, że wiem co zaraz mi zaproponuję i tak się zgodzę
.

Iza
Skąd ona może wiedzieć co chciałam teraz powiedzieć?! Za dobrze mnie zna menda jedna przebrzydła.
- Skąd ty możesz wiedzieć co ja chcę zrobić? - przeszyłam ją wzrokiem.
- Za dobrze cię znam. - odparła uśmiechnięta.
- No dobra - wywróciłam oczami - Chciałam tylko tak zapytać czy możemy dzisiaj po świętować. I wiesz. Oblać ten medal - poruszyłam brwiami. Nie spodziewałam się innej reakcji i odpowiedzi.
- Oczywiście - wyszczerzyła się i wybiegła z pokoju by się przygotować.



Witamy na prologu :) Krótki bo krótki, ale mamy nadzieję, że się spodoba ;)
Pozdrawiamy ;*

cytrynooowaa i Podjarana:D